poniedziałek, 26 maja 2014

Żona lojalna, żona nielojalna

Czasem lubię sobie popodglądać, co się dzieje u koleżanek blogerek. Dowie się człowiek czegoś, pozna bliżej mamę mieszkającą w zupełnie innym zakątku Polski, na chwilkę wejdzie w cudze życie.

Są jednak sprawy, których zrozumieć nie mogę i budzą we mnie obawy. Dlaczego, drogie panie, tak nie lubicie swoich mężów, że fundujecie im czarny PR? Co jest takiego w publicznym narzekaniu na najbliższe osoby? 

Nie lubię czytać, że pewien pan nie sprząta po sobie skarpetek a inny potrafi tylko zagotować wodę na herbatę i nawet to robi bardzo niechętnie. Nie chce mi się wierzyć, że wasi mężczyźni przychodzą z pracy do domu i od razu siadają do komputera spędzając przy nim całe popołudnia i wieczory, że śmieci nie wyrzucą, że zakupów nie zrobią. Może to kwestia złego dnia, zespołu napięcia przedmiesiączkowego albo zmęczenia dzieckiem lub pracą, że nagle byle pierdoła urasta do rangi tragedii narodowej i trzeba się wygadać, wypisać, wyżalić? Tylko dlaczego od razu w kategoriach ostatecznych, że zawsze, że nigdy? 

Zastanawiam się, jak wiele z tych kobiet zdaje sobie sprawę, że to o nich świadczy. I świadczy źle. Bo dlaczego dojrzała, świadoma siebie kobieta, pozwala się traktować przedmiotowo i lekceważyć? Jak to się dzieje, że nie potrafi, z teoretycznie najbliższą jej osobą, ustalić zdrowych, sprawiedliwych i partnerskich zasad wspólnego życia? A co z lojalnością, podstawą udanego związku? 

Takie historie sprawiają, że wydaje mi się, iż tak mało jest udanych związków. I że ludziom tak bardzo nie chce się postarać o wartość wspólnego życia. To po co się babo wiążesz się z niedojrzałym dupkiem, który widzi tylko czubek własnego nosa? Czy wy naprawdę nie potraficie wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało wasze życie z takim a nie innym facetem? Aż chce się powiedzieć: widziały gały, co brały. 

Ja wiem, że miłość jest ślepa. Czasem bywa też głucha i ma zatkany nos. Wiem też, że zadaję bardzo dużo pytań. Ale w tych pytaniach siedzi lęk. Przecież stada nieszczęśliwych kobiet wychowywać będą nieszczęśliwe dzieci. Tym dzieciom zabraknie później odwagi, by zawalczyć o swoją rodzinę, o pracę, o przyszłość. Przecież nie mają skąd czerpać wzorców. Tak nie powinno być.

Wymądrzam się. Ale u nas też czasem pojawiają się brudne skarpetki albo puste opakowanie po jedzeniu w lodówce. Z mojej strony zdarzają się niemożliwe do opanowania histerie i zapominanie o zakupie mleka do kawy (a także cukru, masła i papieru toaletowego). Jesteśmy prawie doskonałym małżeństwem ;) Rzecz w tym, że po 13 latach wspólnego życia wiem, że trzeba ze sobą rozmawiać, nawet o sprawach przykrych, że egzamin zdaje ustalenie zasad panujących w domu, że lepiej coś (siebie, kogoś) naprawić niż wyrzucić. 

2 komentarze:

  1. Kiedyś czytałam, taką książkę "Kobiety które kochają za bardzo" są tak uzależnione od swoich mężczyzn, że boją się odejść. Boją się samotności, braku funduszy, bo dzieci, bo kredyty, bo nie mają gdzie iść. W swoim otoczeniu też mam kilka takich małżeństw. Dużo z nich myśli, że "po ślubie się zmieni" otóż niestety nie.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli już ślub kogoś zmienia to na gorsze. i mężczyzn, i kobiety. a strach przed odejściem czy samotnością? dla matki nie ma rzeczy niemożliwych. my musimy sobie poradzić w każdej sytuacji. bo nie jesteśmy same. nigdy nie jesteśmy same, mamy dzieci :)

      Usuń