środa, 21 maja 2014

Dziecko, auto i fotelik

Nie wiem, jak u was, ale my zanim kupiliśmy każdy jeden fotelik dla dzieci, najpierw robiliśmy solidny research (i tu powinni się odezwać obrońcy języka naszego ojczystego ;)). Informacji szukaliśmy w internecie i wśród znajomych. Głównie wśród znajomych, bo przecież te opinie są najbardziej obiektywne.

Nie będę się rozpisywać, jakie foteliki kupiliśmy i za ile. Nie ma to znaczenia w tej chwili. Znaczenie ma fakt, że są i z nich korzystamy. Prawidłowo korzystamy. Pilnuję, by były odpowiednio dobrane do wzrostu i wagi dziecków, by były odpowiednio zamontowane. I by dzieci były w nich zapięte.

Kierowcą może nie jestem wybitnym, ale przyzwoitym. Nigdy nie miałam stłuczki. Raz stłukłam facetowi światło, ale na parkingu i samochodem męża, którym nigdy nie jeździłam, więc się nie liczy ;) I raz przytarłam swoim samochodem o słup w podziemnym parkingu. Akurat to auto miałam od kilku tygodni i jeszcze nie byłam przyzwyczajona do jego gabarytów. I parking był ciasny. Znowu nie moja wina ;) Hi hi hi

A tak na serio, to jeżdżę sporo. Z dzieckiem/dziećmi głównie. Mam do siebie na tyle zaufania (i mąż też ma przy okazji), że bez lęku wjeżdżam do Wrocławia, Krakowa, Katowic. Umiem się na autostradzie zachować i rok temu sama pojechałam z Juniorem do sanatorium do Rabki. Blisko, jakieś 250 km. W ciąży już wtedy byłam :) I dojechaliśmy szczęśliwie, nawet sanatorium znalazłam bez nawigacji. Jechałam przez miasto, ta ulica mi się spodobała, tamta spodobała i tak dzięki intuicji trafiłam na miejsce :)

Ale Junior cały czas dobrze zapięty w foteliku. Niejedną pogawędkę mieliśmy na ten temat i chłopak dobrze wie, jak się należy w aucie zachowywać. Kiedy tak jeżdżę po świecie siłą rzeczy widzę, jak ludzie przewożą dzieci. Swoje czy nie, nieważne. Ważne, że robią to absolutnie nieodpowiedzialnie. Raz patrzę, a tu trójka dzieci z tyłu. Żadne nie było w foteliku. Nawet pasami przypięte nie były. Innym razem opierdzielałam członka własnej rodziny, któremu nie chciało się zapinać dzieci pasami w fotelikach, bo przecież on świetnie jeździ! Tylko, że reszta świata prowadzi znacznie mniej świetnie. Do chłopa dotarło dopiero, jak wzięłam misia i pokazałam mu, jak na jego dzieci zadziała siła uderzenia. Widziałam też niemowlęta w fotelikach nieprzypietych pasami, albo przewożone w gondolach. Ludzie, gdzie wy rozum macie? Prawo nakazuje nam bezpieczne przewożenie dzieci. Zdrowy rozsądek również. To czemu tego nie robicie?

Owszem, są foteliki, które z bezpieczeństwem niewiele mają wspólnego. Takie obciągnięte materiałem styropianowe "bałwany", które kupić można za grosze. I strach dziecko w to "coś" wsadzać. Wiem, że często jest to kwestia pieniędzy, ale wolałabym kupić za tę samo kwotę używany, przyzwoity fotelik, niż nowe badziewie.

Dziwię się ludziom, którzy mają odwagę (chociaż to nie jest dobre słowo), by przewozić dzieci "rzucone" do samochodu jak worek siana. Przecież nie trzeba mieć wyobraźni Da Vinciego, by przewidzieć, co się stanie przy nagłym hamowaniu czy stłuczce. Potem zostanie tylko wielki wyrzut sumienia, prośby o wybaczenie i żal. Za słabo to brzmi. Potem będzie coś o wiele straszniejszego. Coś, czego nawet nie próbuję sobie wyobrazić. Bo się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz