Jakże dziecinne to były opowieści. Przecież każde dziecko wie, że Jaga to postać z bajki, a o czarnych wołgach to już tylko osobnicy 35+ pamiętają. Ja dzieci nie straszę. Żadna to dla mnie metoda wychowawcza. Budzenie lęku w dziecku, które przecież i tak strachów ma mnóstwo, jest szkodliwe wręcz.
Rzecz jednak w tym, że budzimy w dziecku strach zupełnie niechcący, bezmyślnie raczej. Ile razy zdarzyło się wam powiedzieć do kogoś, w obecności dziecka, że pobieranie krwi to nic przyjemnego? Albo że wieczorem do piwnicy nie pójdziecie, bo ciemno i aż ciarki po plecach chodzą? Albo opowieści o lekarzach i szpitalach. A jak to wygląda, kiedy wybieracie się do dentysty? Czy nie mówicie: brrrr, znowu muszę tam iść i się męczyć; jak siedzę na fotelu to zawsze tak strasznie boli. I tym podobne. Tak szczerze, przyznajcie się sami przed sobą. To są słowa, z których nie zdajemy sobie sprawy. Dlatego też wypowiadamy je często, głośno i przy dzieciach.
Na myśl o dentyście ogarnia nas strach. Wielu z nas bywa w gabinecie raz na kilka lat zamiast co kilka miesięcy. Lecz ja mam obsesję na punkcie uzębienia, nie tylko mojego. Do dentysty chodzę co 6 miesięcy (w ciąży nawet częściej) i nie zasnę jeśli nie umyję zębów. Nawet po WIELKIEJ imprezie. Muszę je umyć i koniec. I wyjeżdżając nigdy nie zapomniałam szczoteczki do zębów. O piżamie zapominam notorycznie :)
Kiedy tylko Juniorowi zaczęły wyrzynać się pierwsze zęby zaczęłam rozmyślać o tym, jak oswoić dentystę i nie pozwolić dziecku na strach. I kiedy po raz pierwszy odwiedzieć stomatologa. Jedni mówią, że zaraz po tym, jak pojawi się pierwszy ząbek. Inni, że kiedy już wszystkie będą widoczne. A jeszcze inni, że dopiero około 3 roku życia. Ponieważ nasz pediatra zaglądał Juniorowi w paszczę, po raz pierwszy poszliśmy do dentysty tuż po wyrośnięciu ostatniego ząbka (miał wtedy mniej więcej 2,5 roku). Najpierw odegraliśmy stosowną scenkę w domu. Wytłumaczyłam dziecku, na czym taka wizyta polega, pozwoliłam zajrzeć do własnej buzi. Aby oswoić syna z nową sytuacją. Nie wybraliśmy się do stomatologa dziecięcego. Wolałam wizytę u dentystyki, do której i ja, i mąż chodzimy od lat. Ponieważ nieźle się znamy Junior widział i słyszał, jak luźna jest nasza rozmowa, że dobrze się czuję w tym właśnie gabinecie. Dzięki temu sam nie czuł się bardzo skrępowany.
W gabinecie Junior się przedstawił i aby czuł się pewniej, siadłam na fotelu i wzięłam go na kolana. Potem wystarczyło tylko pooglądać super specjalne lusterko i bardzo szeroko otworzyć paszczękę. Bo przecież bawimy się w krokodyla :) Po 2 wizytach Junior już sam siadał na fotel i nikt nie musiał go zabawiać, by otworzył buzię. A ząbki? Zdrowe. Myte kilka razy dziennie, częściej widujące jabłka niż cukierki, siedzą sobie wszystkie grzecznie i nie wygląda na to, żeby chciały ustąpić miejsca swoim stałym braciom ;) Lęk przed dentystą? Zero. I może także dzięki temu, że uniknęliśmy jakichkolwiek zabiegów. Ale też dlatego, że Junior nigdy nie słyszał od rodziców, że dentysty trzeba się bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz