Sama nigdy gender się nie fascynowałam. Ani nawet nie poświęciłam czasu na dogłębną analizę tego pojęcia. Wiem jednak, co gender z sobą niesie, co znaczy i że nie ma czegoś takiego, jak "idelogia gender".
Za to kilka dni temu uświadomiłam sobie, że moja rodzina jest gender. Ooooo tak. I to całą gębą. Nie wpadliśmy w ten klimat jakoś niedawno. My w nim jesteśmy od samego początku bycia rodziną, a już się naprawdę dziać zaczęło, kiedy na świecie pojawił się Junior. W gruncie rzeczy pojęcia nie mam, jak można być gender, wcale nie będąc. Ale na naszym przykładzie okazuje się, że to możliwe.
Bo oto dotarło do mnie, jakimi zabawkami bawi się mój syn. Są samochody, są książeczki (chociaż zgodnie z teorią Juniora "książka to nie zabawka", jak i "ubranie to nie prezent"), są figurki potworów kosmicznych, tory i pociągi, piłki, kredki i mazaki, skrzynki na narzędzia (to po tatusiu), śrubokręty, miarki, śrubki, gry i puzzle. I 1 000 000 (słownie: milion albo i więcej) klocków Lego. Jednak w tej całej masie jakże chłopięcych gadżetów, dopatrzeć się można podejrzanych akcesoriów. Kiedy zapraszam syna na wspólne pieczenie, pojawia się w kuchni w fartuszku. Czasem to on zaprasza mnie do siebie na herbatkę, wyciąga wtedy filiżnki, talerzyki, garnki, patelnie, a nawet kuchenkę. Nie dość, że wyciaga, to jeszcze gotuje zupy z plastikowych warzyw, smaży naleśniki z plastikowymi owocami, przygotowuje wspaniałe dania jednogarnkowe i desery lodowe. A już największym przestępstwem rodziców Juniora było dogadanie się ze św. Mikołajem, który przyniósł dziecku w prezencie zestaw Lego Friends. Tak! Dokładnie! Dziewczyńskie klocki chlopakowi! Że też ten naiwny Mikołaj na to poszedł!
Ciekawa jestem, co pewni prawicowi politycy powiedzieliby na zabawy mojego syna. Pójdę dalej jeszcze. Aż strach pomyśleć, co by zrobili, gdyby zobaczyli, że moja córka zamiast leżeć sobie w łóżeczku jako ta różowa laleczka, noszona jest po świecie w ślicznych niebieskich pajacach po starszym bracie, w eleganckich granatowych czapkach po synku koleżanki i granatowym, czaderskim dresie z kapturem - chłopięcym.
Nasz świat tak jest ułożony, że zamiast wbijać dzieci w schematy od samego początku pozwalamy im wybierać (noo, Mała ma póki co średni wybór w kwestiach garderoby) i indywidualnie decydować, czym i jak chcą się bawić, za kogo przebrać na bal przebierańców i kogo zaprosić na urodziny.
A ostatnio córce koleżanki dałam w prezencie samochód. Tylko dlatego, że lubi samochody, a ja chciałam sprawić jej przyjemność :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz