środa, 9 kwietnia 2014

Zły czas mija baaardzo powoli

Kiedy byłam w ciąży ciągle słyszałam, że dzieci nawet w jednej rodzinie są bardzo różne. Już od urodzenia mają zupełnie inne charaktery, inne dolegliwości, inne skłonności i potrzeby. I żebym się nie martwiła, bo skoro Junior był trudnym niemowlęciem w pierwszych miesiącach życia (dokładnie 3 pierwszych) to moja córka będzie cudownie spokojna i niekłopotliwa.

Szczerze mówiąc: bullshit! Jest gorzej. 

Moja dziewczynka miała kolki, bóle brzuszka i wzdęcia męczą ją po dziś dzień, nie toleruje białka krowiego mleka i laktozy zupełnie jak starszy brat, śpi po kilkanaście minut w ciągu dnia (w bardzo wyjątkowych chwilach nieco dłużej, do dwóch godzin), jeszcze tydzień temu sypiała wyłącznie na moim brzuchu, nie lubi zostawać ze swoim tatą (powolutku się rozkręca, tata i babcia mogą być na chwilkę), nawet za kąpielami nie przepada, które to Junior uwielbiał od początku, nie chce leżeć w wózku, nie śpi na spacerach. Mogłabym tak dalej wymieniać, tylko po co?

Nieraz myślałam sobie "po co mi to było". Przecież tak wygodnie się żyło z Juniorem 5-latkiem, który jest praktycznie samoobsługowy, spokojny, grzeczny i daje się wyspać, a zabawa z nim to czysta przyjemność. Bałam się, że ten trudny czas odciśnie swoje piętno i znowu będę walczyć ze stanami depresyjnymi, z którym po Juniorze wychodziłam przez 1,5 roku przy wsparciu lekarza i farmakologii. A teraz nie mogę sobie na to pozwolić. Za dużo mam do stracenia, zbyt wielka odpowiedzialność na mnie ciąży, za bardzo kocham moje dzieci i męża, by fundować im taki stres i odbierać spokój. I tylko czasem przytulam się do męża i mówię mu, jaka jestem zmęczona i jak bardzo doskwiera mi bycie "na wyłączność" przez 24 godziny na dobę.

W przyszłym tygodniu Mała skończy 3 miesiące. Powoli, bardzo powoli się zmienia i staje się rozkosznym dzidziusiem, który szeroko uśmiecha się na widok mamy. Marzyłam, by ten czas wreszcie nastał. I cieszę się, że moje dziecko dojrzewa. Kochałam ją od początku, odkąd pojawiła się we mnie, teraz jednak coraz rzadziej stawiam "ale" po słowach "kocham moją córkę". Bo moja miłość powinna być bezwarunkowa, tak jak bezwarunkowa jest miłość dziecka do rodzica. Tylko, że czasem tak trudno jest radzić sobie z noworodkiem i samą sobą.

A kiedy dziś udało mi się zamotać Małą w chustę i ona nie płakała - pierwszy raz od miesiąca, poczułam, że teraz będzie już tylko lepiej :)

 

4 komentarze:

  1. Łączę się w bólu... Kolek na szczęście mało. Ja też walczę każdego dnia i próbuję przekonać małego do taty i tatę do małego. Uczulony również na zwykłe mleko modyfikowane, na szczęście na piersi mu nie przeszkadza, że zjem zupę mleczną.Takie pocieszenie, że jutro zaczyna 3 m--sc. Pierwsze pół roku najgorsze! Mam nadzieję, że damy radę! Bo kto jak nie my?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sie powiedziało A trzeba powiedzieć B :) i nawet zacisnąć zęby albo popłakac w poduszkę z bezsilności. Ale to mija i potem już pamięta się tylko dobre rzeczy. Jest rzeczą oczywistą, że damy radę :) Matki zawsze dają radę ;)

      Usuń
  2. Matko Zawodowa, jak ja się cieszę, że Ty tak umiesz o tym pisać naturalnie. Ja tego daru nie mam, tylko motam się z własnymi myślami, a później czytam u Ciebie i myślę sobie "o to to". Nie pocieszę CIe pewnie w jednym, do tej pory zdarza mi się łapać myśli, że z jednym byl taki spokój... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no się rumienię, takie słowa :) i proszę mnie nie straszyć. ja wierzę, że drugie będzie równie spokojne i ułożone, jak pierwsze. przecież musimy jakoś żyć ;)

      Usuń